rumaka pokrywa kurz, czyli seks w wielkim mieście po polsku.

ponieważ niegroźna choroba sezonowa, która ciągnie się nieubłaganie długo w czasach niekończącej się zimy, jest czasem otępienia, postanowiłam wyjść na przeciw kultowi nowoczesnej mieszczanki, oglądając 6 sezonów od samego początku. co ciekawe, "sex and the city" poza wątkiem tytułowym i  zabiegom, dzięki którym określenie "singielka" zrobiło taką karierę, notorycznie wzrusza mnie mniej więcej tymi samymi pobudkami, którymi zazwyczaj wzruszam się rozmyślając, że mimo wszystko, szczęście jest teraz.
każda dziewczyna oglądając ten serial marzy pewnie, żeby choć przez chwilę być jak Carrie i zapisać kilka złotych zgłosek w butach od manolo. to zaczynam:






rumaka dostałam rok temu na urodziny. miał być jeszcze kartonowy książę, aczkolwiek byliby chyba z rumakiem nieproporcjonalni. bo wiadomo, jest rumak, w pogoni za nim zjawi się i książę. o ironio, w niedługim czasie zjawił się pretendent do księcia, który o rumaku nie wie do dziś. nie dlatego, że rumak był tajemnicą, ale dlatego, że reunion księcia i rumaka za bardzo mnie przerażał. pomimo, że rumaka oddać nie chciałam, a rumak w depresji pokrywał się kurzem, przez pewien czas chciałam pretendować do miana księżniczki, zapominając, że nienawidzę sukienek.
finał jest taki, że słucham "moon river", rumak patrzy właśnie na mnie spode łba, czuję się dziś Kaliną Lwie Waleczne Serce i czasami myślę, że to jeszcze tylko rumak czeka.

0 komentarze: