diabeł tkwi w szczegółach /dakota/

kiedy miałam 13-14 lat TataKal pokazał mi jak szyć na maszynie. Tata szył od zawsze gdy "trzeba było", zawsze pokazywał, naukę zostawiał nam samym. Po kilku zamotanych bębenkach (jeśli po nawleczeniu igły nie załapie się nitka z bębenka na dole to ścieg nie działa), chyba 2 połamanych igłach i wielu podszytych nogawkach dalej, czasami sama kombinuję skracanie spodni.

aczkolwiek tzw. ZPT z panią Andrzejewską, która oglądała na zapleczu "Złotopolskich", bo lekcje techniki były zawsze w poniedziałkowe popołudnia, katowaniu chusteczek materiałowych ściegami i podstaw informatyki programem Logo Żółw z komendą "pokaż żółwia", czasami lubię sobie poszyć. ponieważ przestrzeń w mojej szafie stała się faktem, przy opróżnianiu ze zbędnych/za małych/za kolorowych/za starych/za spranych rzeczy, zauważyłam, że niektóre z nich są pięknie wykończone i można te lamówki, kieszonki i rękawy gdzieś jeszcze wykorzystać.

zaczęłam od tego, co najbardziej praktyczne, najczęściej noszone i już "przenoszone" dla oka, czyli od kurtek, marynarek, może doszyję do bluz.

oto pierwsza z nich, kurtka jeansowa dakota, kupiona w czasach wczesnego gimnazjum, chyba nawet jeszcze na bazarku.

w kwestiach
lamówka, kieszonki, rękawki na mankiety
supportowała nas letnia bluzka koszulowa Reserved sprzed trzech sezonów:










2 komentarze:

jedwabneponczochy pisze...

fajny sposób na ożywienie garderoby, no i wpisuje się w tren eko;) ale jesteś dokładna. zazdroszczę!

KAL pisze...

to mega uspokaja, spróbuj! :)