zimowe porządki



Najgorszy październik i listopad od lat już minął. grudzień przemknął,a razem z nim kolejny rok, kolejny bez wytchnienia. Nie wyjeżdżałam z miasta od nie-wiem-kiedy i błogosławiony po-sesji czas, niechaj pozwoli mi to w końcu uczynić, bo zwariuję!
śnieg pada,pada,pada,pada i pada,pada i pada. Aczkolwiek w zeszły poniedziałek tym swoim padaniem do końca już zrewolucjonizował moje mentalne jestestwo. Otóż wysiadłam jak zwykle po godzinnej podróży cudownym 125 w niepowtarzalnym fetorze poweekendowego miasta, rozstrzeliwując po drodze wzrokiem nie mniej niż tuzin przypadkowych ludzi. I na tym przystanku, który stanowi jedna biedna ławunia, zdałam sobie sprawę, że jestem jak ludzik lego na białej niekończącej się planszy. Tylko, że nie doprowadza mnie to do łez. Nie-zawsze o poranku można poczuć tak obiecującą świeżość codzienności. Tabula Rasa. w najlepszym z możliwych momentów. Niedokończone rozkminianie sensu życia nic nie przyniesie.










a 2009 pozostaje rokiem szaleńczego tempa, wzlotów i upadków, AF, Dwa Brzegi, kiepska historia weselnej miłości, gangsterskie pościgi, szczęście i rozpacz, pewność i rozczarowanie - wielki kawał prawdziwego życia. I wiem, że nie wiemy, co dalej jest, ale jesteście Wy i już nic nie jest straszne :*

 

0 komentarze: