czas! dajcie mi czas, kiedy skazana jestem na bezczas.

życie 20godzin albo 22 na dobę przez 14 bądź 21 dni non-stop powoduje kilka rzeczy:
* po pewnym czasie zmęczenie przechodzi w trans samoenergetyzujący
* wszystkie sprawy z półrocza załatwia się w 2-3 noce
* sen jest błogosławieństwem, w każdej formie, w każdej pozycji, szczególnie w MZK
 to takie 3 podstawowe.

ostatnio zaskakuje mnie jak bardzo to życie szybkie i wymagające mnie zahartowało; dźwiganie wszystkich książek w plecaku, mniej niż 8 godzin snu od 8-10lat (swoją drogą nie mogę się nadziwić, kiedy rówieśnicy mówią "ja muszę spać 8 godzin, bo inaczej nie funkcjonuję"). przyjęta zasada, że zawsze dam sobie radę czy sprawa rozbija się o niegodziwość, demokratyzację blogosfery czy zwykłą przyjacielską pomoc, jest dobrą linią asekuracyjną. i nie pamiętam już ile dobra i ciepła rozdałam, a ile pogubiłam.

życie w odchyleniu od standardu naraża regularnie na marginalizację, na podejrzenia o wariactwa i inne dziwne przypadłości. trochę przestało mnie to przejmować bardzo dawno temu. zresztą i podejście takowe jest raczej stereotypowe.
cały ten blog powstał w oparciu o pewne założenia wyjścia na przeciw stereotypom o nieszczęśliwości w samotności wielkomiejskiej, wielo-fakultetowej i wielozadaniowej. jakkolwiek nudne, złe i żałosne dla tradycjonalistów lub innych szczęściarzy to może się wydać.
a także ile ran ciętych, kłutych i szarpanych odchylenia przynoszą. nic z tego, za bardzo je kocham!

ostatnio nałogowo oglądam dvd czerwcowego wesela, na którym byłam, które generalnie jest jedną z najlepszych imprez, na jakich przyszło mi być. wzrusza mnie kilka momentów, ale Simply Red uświadamia sprawę kluczową.
nie wiem, czy za rok tutaj będę, życie w bezczasie powoduje też potrzeby fundamentalnych zmian w nowej rzeczywistości. cokolwiek się stanie, kiedyś wszystko będzie dobrze...

0 komentarze: